niedziela, 26 lutego 2012

Skrzyneczki ZEBRĄ inspirowane

Malutkie skrzyneczki czekały sobie na półce sklepowej i krzyczały- weź mnie.
No i skuszona ich maleńkością zabrałam do domu, a  tam przemieniłam w tycie pasiaki z aktami na wieku. Akty skopiowane, lecz tak piękne i czarno-białe, że aż prosiły się o wykorzystanie.




Całość po pomalowaniu dociapkałam gąbeczką i powstały ni to stare, ni to nowoczesne małe puzdereczka na klejnociki.



piątek, 24 lutego 2012

Sajgon z sajgonkami

No i stało się!
Wróciłam głodna do domu po całym dniu zwiedzania Gardenii (relacja tutaj) w myślach mając gotową szybką potrawę. Wleciałam do sklepu po prezent na jutrzejszą imprezkę rodzinną i dokupiłam to, czego myślałam, że nie ma.

Błędnie myślałam.
Za to była:
mrożonka, bodajże Hortexu o smaku orientalnym,
papier ryżowy,
ryż,
olej.

Przydałby się jeszcze sosik, ale akurat wybył. Słodko-kwaśny ofkors. Zastąpiłam keczupem.
Czas przyrządzania- zajęło mi to -na prawie dwa opakowania papieru- około 50 minut.

Szybkie żarcie nie poszło jednak w las, bowiem zanim wrzuciłam na patelnię warzywka, ugotowałam ryż, ponamaczałam prawie całe dwa opakowania papieru ryżowego i pozwijałam to wszystko do kupy - moja samopodążającadoust ręka zdążyła podjeść połowę samych warzyw z patelni.

Trochę sajgonek w trakcie rozmowy telefonicznej się niestety przypaliło, ale ostatecznie się najadłam i podjadając i samymi sajgonkami.


Niestety po takim małym daniu pozostał już tylko sajgon z kuchni...



czwartek, 23 lutego 2012

Papierowa dziewczyna

Musiałam. Po prostu musiałam dodać kolejną kategorię z moim blogu. Powiedzmy, że pod pomysły można podpiąć idee na wszystko, zatem na spędzenie wolnego czasu- jak najbardziej-również.
Przyznam się do pewnej słabości.
Moje życie jest tak odrealnione, że jakoś nie lubię książek, których fabuła jest mocno zakrapiana treściami z fantazji, bowiem szukam w nich przeważnie gruntu :D


Ale...jak zwykle popchnięta intuicją w trakcie spaceru, odwiedziłam bibliotekę. Chwyciłam za pierwszą pozycję, która nie straszyła stertą kurzu, którego moje nozdrza nie aprobują i...
padło na francuskiego (całkiem przystojnego) pisarza Guillaume Musso. Nie znałam. Przeczytałam. Pokochałam. Książkę.


Nawet nie przeczytałam notki opisującej powieść, po prostu porwałam ją do domu, a ona zrobiła ze mną to samo.
Każdą wolną dla oczu chwilę spędziłam w powieści, zwiedzając Meksyk, Paryż i Nowy York.
Zarwałam nockę, czytałam podczas mycia zębów, czesania się, do śniadania i do kolacji.
Więcej nie mogę opisać, bo zdradziłabym pisarza, a tego nie robi się takim książkom.

Gorąco polecam na lekkie oderwanie się od rzeczywistości, spędzone pod kocykiem przy gorącej czekoladzie czy lampce winka.

środa, 22 lutego 2012

pierwsze szycie na zamówienie- Osłona na komórkę

Pierwsza rzecz, którą uszyłam dla kogoś i od razu poszła w ruch. Stąd dopiero po długim  czasie od Gwiazdki, udało mi się uchwycić ją do zdjęcia.


Szyłam w nocy przed Wigilią.
Haft zrobiłam na targach na hafciarce. Niestety materiału było ciut mało i nie dało się wycelować wyżej z listkiem.

Ale i tak jestem zadowolona.

Wymóg jakości był bardzo wysoki.Opakowanie na komórkę miało być mocne, grube, żeby szybka nie pękła, co na gimnazjalnych korytarzach i posiadaczu roztrzepanej główki było mocnym argumentem.

Dodatkowo kombinowałam jak nagiąć gruby filc, żeby wszystko się zmieściło i haft jednak był ciut wyżej.
Bezskutecznie. Komórczak był zbyt wielki.

Nabiłam także napy, napownicą, kórą udało mi się nabyć kiedyś za grosze w księgarni wysyłkowej :)

Efekt zadowolił nastolatkę. A ja- będę próbować doskonalić swe początkujące zapędy krawieckie :)

Dumna krawcowa

Muszę pokazać, co się dzieje, gdy dziecku pozwoli się na próbowanie nowych rzeczy.
Sami zobaczcie:


Dumna siostrzenica z samodzielnie uszytego
 woreczka gimnastycznego dla braciszka.
Prezent urodzinowy.

ROŚNIE!
Aż miło popatrzeć : )



wtorek, 21 lutego 2012

gAstronomiczne zalety pracy w domu

Piszę.
Piszę skrypt do zajęć, które będę prowadzić w marcu o projektowaniu ogrodów i nagle moje pisanie przerwało bardzo znaczące burknięcie w brzuszku.
Przecież tak się nie da pracować :)
Korzystając z warzywek, które aż się prosiły o jakieś danie, skombinowałam szybko dwie zupki.
Czas przyrządzania dwóch razem: około pół godzinki.


Zupa marchewkowa krem:

Składniki:
 2 -3cebule,
około 6 marchewek,
imbir,
pieprz cayenne,
liść laurowy i ziele angielskie,
kostka bulionowa rozpuszczona w 2 szklankach wrzątku.

Wykonanie: Cebulę podsmażyć na maśle, pokrojoną w kosteczkę (jako dziecko nazywałam to krateczką, zgodnie z liniami nacięć, które miały się ładnie przecinać). Wrzucamy pokrojoną jak kto lubi, marchewkę i też lekko podsmażamy.
Zalewamy bulionem, dodajemy liść i ziele. Gotujemy pod przykryciem około 10-15 minut.
Pod koniec gotowania dodajemy imbir- świeży lub w proszku. Około pół łyżeczki i szczypta pieprzu Cayenne.
Można dodać skórkę od pomarańczy i trochę soku. Po ostatnim gotowaniu tej zupy miałam ochotę na coś ostrzejszego, więc nie dodałam, za to dodałam więcej pieprzu.

EFEKT: jest mi ciepło, błogo i mogę myśleć : )
UWAGA:  Zupką nie częstuj osób, które mają problem z cukrem w organizmie. Ugotowana marchewka ma zbyt wiele cukrów prostych,które mogą zaszkodzić osobom z cukrzycą.

Druga zupka inspirowana zawartością lodówki i spiżarni. 
Ni to porowa, ni to warzywna.
Smaczna i rozgrzewająca- to najważniejsze. Ziemniaczki musiałam wrzucić, bo głód podpowiadał mi dodanie węglowodanów.

Wrzuciłam do ok. 2 litrów wrzątku:

seler- pokrojony w kosteczkę
pietruszkę- plasterki
kilka kawałków marchewki (około 1/4 marchewki)
4 raczej małe ziemniaczki- pokrojone w kosteczkę
zaparzony por (żeby nie bolał brzuszek później) w ilości -3 sztuki-pokrojony na plasterki

liść laurowy, ziele angielskie, małą łyżeczkę soli morskiej.

Pod koniec gotowania dorzuciłam pieprzu cayenne i pieprzu czarnego.

Obie zupy zmiksowałam.
Porowa zawsze jest u mnie zielona, ale ten ułamek marchewki zaburzył lekko zielony kolorek.

Kremy ozdobić można zieloną pietruszką. Ja miałam tylko mrożoną:)

Smacznego lunchu!



sobota, 18 lutego 2012

POMOCY! Mam skargi wnioski zażalenia do Google!

Ile można?
Od kilku miesięcy ledwo działam na blogspocie. Wszystko się zawiesza. Czuję się jak bloggerka odizolowana od innych bloggerów.
Zakaz komentowania, oglądania, dzielenia się.
NIC.
Cały czas tylko jedno.


Niezależnie od przegląarki.
Wszystkie inne strony działają a z Googlowymi mam problem.
Ratujcie, nim całkiem odejdę...

Rękami i nogami pięciolatki...

Ferie.
Czas, kiedy rodzice chętnie podrzucają swoje pociechy bliskim i dalszym krewnym.
Padło na najbliższą ciocię. 
MNIE.

A że ja uważam, że dziecko też człowiek to zabrałyśmy się za trudne, dorosłe problemy z jakimi ja również się borykam.

Jak tu szyć, na tym świecie?

Dziecko miało problem, bo jutro urodziny braciszka a ona została bez prezentu.
Udałyśmy się więc do przesympatycznej pani, która ma hurtownię tkanin. Nie przeszkadzał jej fakt, że przybyłyśmy tylko dwie godziny później od momentu zamknięcia, ze względu na sobotę.

Otworzyła, obsłużyła, obdarowała darmowymi ścinkami plus kapelusz reklamówka dla Małej gratis.
(Dodam, że czary się szybko sprawdzają, bowiem przed snem wczoraj Mała wspomniała, że nie ma kapelusza na lato.)

Dziecko szczęśliwsze o 2%.

Wygrzebałam jakieś ziarno ze spiżarni i poszłyśmy rozwiązywać problemy szyciowe.

Dziecko szczęśliwsze o 5%. (Ziarno grzechotało w pudełku)

Z tekturki wycięłyśmy wzorek- kwadrat o boku 14 cm.
Wycięłyśmy z materiału złożonego na pół wzór- nożyczkami zygzakowymi, bowiem był to ścinkowy atłas.
Dziecko bez zmian w poziomie szczęścia.

No i się zaczęło.
Odpaliłam maszynę do szycia.
Euforia dziecka sięgnęła sufitu.(200% szczęścia).
Poziom szycia- szew idealnie prosty, na 1 cm od brzegu.
Moje zaskoczenie- bezcenne.

Wypełnianie woreczka ziarnem za pomocą małej dłoni- niezadowolenie cioci  +30%. 
(Ziarno nakarmi wszystkie robactwo, które zalęgnie się zwabione darmowym żarciem zgromadzonym w każdej szczelinie pokoju).

Wypełnianie woreczka za pomocą lejka- zadowolenie wszystkich +100%.

Zaszywanie woreczka pięcioletnią dłonią- Euforia dziecka obiega świat, eksploduje w kosmos, ląduje na jakiejś odległej, nieznanej nam planecie w przestrzeni galaktycznej, odbija się i powraca ze zdwojoną siłą.



Moje zaskoczenie i duma z dobrze przekazanej lekcji- 1000%.



Efekt- mógłby zawstydzić zawodową szwaczkę.


WNIOSKI:

Jaki prezent zrobić dla dwulatka na urodziny?
 woreczek gimnastyczny o wielorakim zastosowaniu!
(śliski atłas podnosi poprzeczkę przy zabawach zręcznościowych)

Jak uszyć woreczek gimnastyczny?
Zostawić problem w rękach pięciolatka i pozwolić na wszystko.


P.S.
Czytali Państwo serię wydarzeń CIOCI ROZPUSZCZALSKIEJ.



czwartek, 16 lutego 2012

Wbijam szpilki w serce!

Nauka precyzji przy szyciu maleństw.



Technologia ;D
Serduszko z wyszperanego u babci materiału, wypełnione watą- na razie brak funduszy i chęci na poszukiwanie ocieplin. Zszyte rawie na całości na maszynie. Fragment wolny w celu wywinięcia na prawą stronę- ręcznie wykończony.

Wzór- Tildowy.
Próbowałam wszyć także koronkę na całej krawędzi boku, jednak nie wyszło ładnie i wyprułam. Zbyt sztywną miałam tasiemkę na falbankę i nieładnie się układała przy takim drobiażdżku.

Za to mam uroczą podusię na szpilki : )

Aż chce się szyć!


Co ma wc kaczka do igły z nitką? Czyli...jak przerobić siatkę reklamową

Nauka szycia z wykorzystaniem dóbr w inwentarzu : )




Potrzebne:
siatka reklamowa z materiału
cyrkiel lub szablon kółkowy/coś z okrągłą podstawą np. miseczka czy kubek.
mydełko krawieckie lub pisak
dwie tkaniny w różnych kolorach
2 nici odpowiadające tkaninom- dużo, bo aplikacje są niciożerne

Pierwsza rzecz, którą popełniłam to błąd.
Był to impuls do działania, zatem nie przygotowałam siatki do przeróbki. Jest używana, niewyprana i powypychana, bez prasowania, co ewidentnie przełożyło się na jakość wszycia aplikacji, gdyż porobiły się zakładki.

Druga rzecz to drugi błąd. Kółeczka, które sobie wykreśliłam były zbyt maleńkie jak na moje początkujące możliwości krrawieckie : D

Błąd trzeci- przydałaby się stopka do aplikacji, którą ma moja sister. Zwykła stopcia zasłania aplikowaną rzecz,w związku z czym trudno utrafić.

Piąty błąd- na szybko ołówkiem zabazgrałam kółka na samej siatce, uznając, że i tak będę ją później prała. No i na razie te bazgroły widać:)


A teraz bezbłędnie:
Wykreśliłam niepełny okrąg na kartce papieru, który zasłoni całe krępujące logo wc kaczki.
Odrysowałam szablon na tkaninie, którą chciałam przyszyć do siatki.
Do dyspozycji miałam bardzo sztywne płótno, mocniejsze nawet niż jeans. Dlatego zmieniłam igłę na specjalną do jeansu.

Szablon aplikacji

Rozprułam na czas wszywania bok torby, żebym miała lepszy dostęp i żeby wszyć aplikację częściowo do środka. Później ponownie zaszyłam.

Moja pierwsza aplikacja. Jeszcze widać ślady pisaka:)


Tak samo zrobiłam z następnymi kółeczkami różowymi i brązowym, tylko, że z większym problemem ze względu na wielkość. Jednak na miękkiej siatce, niewyprasowanej sztywne płótno źle się układa i porobiły się zagniotki.

Ustawienie maszyny na ścieg zygzakowy, długość ściegu najkrótsza w możliwych i jechane.

Górne kółka wyszły fatalnie, jednak czego chcieć po nocnych buszowaniach z maszyną, zwłaszcza gdy na koncie ma się szycie głównie stębnówką : D No i oczywiście zabrakło nitki, więc jedno różowe kółko obszyte jest resztkami ceglastej i ponownie objechane brązową, co nie pozostało bez wpływu na jakość kółka i obszycia, bo się już ślizgała igła. Efekt- kółko nieregularne : D

Jedno brązowe kółko ozdobiłam ślimakiem.

Nieudolne próby wszycia aplikacji i ślimak. Ślady po mydełku zejdą w praniu : )
Żeby nie było zagniotków polecam jednak szyć na wypranych i wyprasowanych siatkach : D











środa, 15 lutego 2012

Akt pierwszy, odsłona druga

Kolejny etap malowania kopii Ślewińskiego pt. 'Czesząca".



Na razie mazgaje akrylem w cielistych kolorach. Zaczęłam od ciemnych brązów malowanie cieni. Teoretycznie powinnam na tym etapie pociągnąć również tło. Czas i ilość farby wyciśnięta z tubki reguluje niestety kolejność prac.

Teraz trzeba będzie dopracowywać i dopracowywać. Mistrzem w tym nie jestem, ale kto nie próbuje ten nigdy się nie nauczy : )

A ja już mam kolejne akciki w głowie. Szkoda, że umiejętności nie starcza na wyobraźnię- ani w szyciu ani w malowaniu.

JESZCZE ; )


Starocie z szuflady

Moje ulubione trampki, kupione w...SMYK-u : ) Na pamiątkę czasów ich świetności!


Sprzątanie czasem polega na robieniu bałaganu. W moim przypadku słowo czasem, odnosi się do "zawsze".
Podczas prób ulokowania przedmiotów w odpowiednim miejscu natknęłam się na stare prace.

Nie są to dzieła sztuki a jedynie, w większości, przymusowe, szybkie (powiedziałabym błyskawiczne) szkice, tworzone na potrzeby zaliczenia przedmiotu na studiach. Jak wiadomo- studia dotyczyły ogrodnictwa, zatem rysunek, mimo, że ważny dla mnie to godzinowo zajmował nikłą część studiowania. Więcej teorii, gadania o architekturze kościołów i nieprzydatnych ani w rysowaniu, ani w ogrodnictwie paplanin prosto z książki.

No ale na bok narzekanie- czas na przyznanie się do popełnienia zbrodni na ołówkach, węglach i papierze : )

Jako pierwszy najpaskudniejszy bazgroł:

Wstyd się przyznać do niego. Przykład- jak nie należy rysować:D

Moje marzenie o brzuszku w szybkim szkicu węglem.
Szybkim, bo rysowałam go jakieś 5 minut.

Ołówek. Dłonie kilku osób, które się nawinęły w trakcie rysowania.

Na koniec szkic zupełnie stary. 
Kiedyś, jeszcze w liceum, dorabiałam sobie w punkcie ksero z wypożyczalnią kaset. Latem, gdy nie było studentów, a ludzie zamiast siedzieć przed telewizorem byli na plaży, wzięłam sobie kartkę papieru, fotkę swego ówczesnego mena i zaczęłam bezwiednie bazgrolić. Muszę przyznać, że do dziś jestem zaskoczona, bo nie posądzałam siebie o portrety. Co prawda mama obiektu nie była zadowolona efektem końcowym, ale liczą się chęci ; )

Pierwszy, pierwszutki portret na przypadkowej karteczce.



czwartek, 2 lutego 2012

Szkicowane myśli

Próbuję zabrać się za dwa obrazy. 

Pierwszy mojego pomysłu. Czekał już długo na dokończenie, bo wciąż kobietka, przez skręt lekki ciała jakoś mi nie pasuje. Niby kręgosłup właśnie się tak układa. Niestety rozbierałam jej pupę z dżinsów, stąd tyle mazania w tej okolicy:D
Głównym powodem jednak długiego niedokańczania jest zgrabny tyłeczek męski, więc jakoś boję się go popsuć farbą:)


Niestety fotki fatalne, bo robiłam je po ciemku 
a z lampą znikały totalnie : )




A drugi obraz naszkicowałam na kółku plastycznym. Zobaczymy jak wyjdzie, gdyż to kopia Ślewińskiego i ponoć mamy postarać się je ładnie i wiernie skopiować dla nauki:D


Te długie włosy potem mi się śniły. Oczywiście ja się nimi cieszyłam i sięgały mi aż za kolana i były piękne, jedwabiste i...jaśniejsze od moich:D Ale najbardziej podoba mi się szkic ręki. Oby farbą wyszedł równie dobrze.



Teraz tylko muszę zmajstrować odpowiedni kolor farbek i zabieram się za kolorowanie ciałek : )