piątek, 30 grudnia 2016

Tłumaczy się winny...Prawie puściłam bombę

Mea culpa. Mea culpa. Mea culpa.

Nie myślałam nigdy, że to co dzieje się w moim życiu ma aż taki wpływ na moją kreatywność i chęć do działania. Dopiero gdy gwałtowne skoki emocjonalne stargały mnie tak mocno, że doznałam niemocy twórczej na własnej skórze zrozumiałam w czym rzecz. Kiedyś nazwałabym to lenistwem.
Dziś, mądrzejsza o te wewnętrzne doświadczenia wiem, że na pewien rodzaj pracy, ten płynący z serca nie da się znaleźć innego lekarstwa jak załatać serce. 

Czuję się winna, że nie zaglądałam tu wcześniej. To akurat z głupoty i z niej się tłumaczę. Prozaiczny był powód. Ot- zapomniałam hasła a google usilnie wprowadzał mnie w błąd, sugerując jakoby ktoś podszywał się pod moje konto, w co uwierzyłam i w niemocy swej odpuściłam. Na szczęście kolejne wydarzenie wstrząsnęło mną fizycznie, nie emocjonalnie i na przekór uszczerbkom ciała działanie twórzce znów sie we mnie obudziło.

Na razie powoli, wyłącznie dla tych najbliższych, przygotowałam upominki na Święta i inne dziecięce okazje.
Ale plan jest większy i liczę na to, że tym razem moją paletę nawiedzi niezmącona wena.

A tymczasem opowieść o tym, co było pod i na choince.

(...) Gdy w końcu mąż pozwolił wyjść bez dzieci udałam się do podmiejskiej biblioteki, gdzie w wielkiej konspiracji pracowali pomocnicy Św. Mikołaja.
Przyłączyłam się do pracy i za pomocą farb akrylowych i do szkła zaczęłam nanosić pomysły na bombki.
Czas spokoju jednak ma to do siebie, że nam się zdaje, że jest nam spokojnie a on w tym czasie przypier...wskazówką dwie godziny dalej. Zatem resztę swoich manuali musiałam dokończyć w domu przy asyście dwóch chętnych panów. Panowie bynajmniej chętni nie byli na pomaganie w moim rozumieniu tego słowa. Niemniej jednak, choć targały mną tłumy rączek dziecięcych, choć spadały na mnie lawiny niespodziewanych przedmiotów, pomimo burz i huraganów emocjonalnych (zwłaszcza gdy szkło wpadało w niepowołane mikroskopijne, za to szybkobiegające rączki na niespełna metrowym ciałku) powstały ONE.

I tak oto są. 
Zupełnie niedoskonałe, 
Kompletnie indywidualne.
Bombki dla wujostwa i babci, która chciała tylko błękitne niebo na Święta.
Tiaaa. 






Jestem prze szczęśliwa i wdzięczna za chwile relaksu. 
Z serdecznym pozdrowieniem dla pani w bibliotece w Złotnikach, gdzie wykonałam chociaż część pracy w spokoju.


Wszystkiego co najlepsze w 2017. Niech będzie stabilniejszy niż ten.

czwartek, 3 marca 2016

urodzinowa misja ratunkowa

...czyli prezent dla chorego jubilata.

Gdy wirusy dławią gardło, a bakterie atakują nos
Kiedy grypa śle do Ciebie mocny cios,
Wtedy...

wyrusza brygada Palety Pomysłów z misją ratunkową do chorej siostry jubilatki i jej równie pochorowanych osesków.
Spontan- przyznam się, inspirowany chęciami drugiej siostry, ale okazało się, że dojechaliśmy pierwsi.
Stwierdziłam, że balonów w domu w bród, bo zapomniałam dać na chrzciny, koszyk stoi pusty, siora chora, pomarańcze czekają no i na dodatek gdy sprzątałam półkę na książki wypadła taka z cytatami z Kubusia Puchatka na tekście:

Bo kogo nie ucieszyłby balonik?

No i się stało!
Zadzwoniłam do męża, żeby kupił ulubione danie siory- tu poległam, bo knajpa ponoć od lat nie istnieje, więc wpakowaliśmy kurczaka z rożna do torby termicznej i jechane!
Dotarliśmy od zaplecza ryzykując utopieniem auta w błocie. Wsypaliśmy trochę ulubionych mandarynek do kosza i tak oto reskju tim dotarła na miejsce.



Wystarczyło tylko zapukać i zwiewać;)
Z tym zwiewaniem nie do końca się udało niepostrzeżenie, gdy za towarzysza ma się kogoś o bardzo krótkich nóżkach, ale co tam;)

Grunt, że się udało, bo siora uradowana. A i my jacyś tacy kontenci z pomysłu;) Ja uwielbiam niespodzianki. A Ty?